Informacje



Jestem avatar Qbuss z miasta Tychy i nie lubię deszczu.
57297.50 km wszystkie kilometry
4297.14 km (7.50%) w terenie
87d 01h 58m czas na rowerze
26.78 km/h avg

Kategorie

Komunikacja miejska.138   Na góralu.496   Na szosie.586   Najciekawsze.7   Orbitrek.24   Serwis.23   Test.5   Towarzysko.5   Z rodzinką.3   Zawody.19  

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi

Moja stajnia

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Qbuss.bikestats.pl

Archiwum

Pętla Beskidzka 2014

Sobota, 5 lipca 2014 | dodano:08.07.2014 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria Na szosie, Zawody
  dziś wykręciłem:
97.25 km
0.00 km teren
04:01 h
24.21 km/h
59.50 vmax
*C
176 HR max( 88%)
158 HR avg( 79%)
2611 m 2622 kcal
Na tegoroczną Pętlę Beskidzką pojechałem trochę „fuksem” - natłok różnych obowiązków spowodował, że dopiero na 2 dni przed zawodami wiedziałem, że się uda wyrwać. Tym razem zabrałem się z Tomkiem z HP Cycling Team, ponieważ jechał ten sam dystans co ja (100 km), a wszyscy z Feniksa jechali 160 km i wyjeżdżali sporo wcześniej. Musiałem poza tym być możliwie najwcześniej w domu.

Przyjeżdżamy dość późno. Gdy odebraliśmy numery i przygotowaliśmy się, było już tylko jakieś 40 minut do startu. Szybka rozgrzewka i na 10 minut przed startem ustawiamy się w sektorze. Dużo osób wybrało ten dystans, znacznie więcej niż maraton, trochę się zdziwiłem, że tylu osobom podoba się taka masakra na rundach. Dobra, start. Wszyscy ruszają jak opętani, ja spokojnie, spadam do tyłu – po co się zakwaszać... czas będzie przecież liczony dopiero po pokonaniu podjazdu na Zameczek, czyli jeszcze kilka ładnych km. Przy okazji spotykam Janka od nas – nie wiedziałem, że pojedzie ten dystans.

Pilot zjeżdża i start... 1 runda  mocno na podjazdach i ostrożnie na zjazdach. Zasadniczo taką miałem receptę na dziś - spokojnie, regeneracyjnie w dół i odrabianie z nawiązką ewentualnych strat na podjazdach. Poszło gładko, tylko o mało co nie zaliczam gleby przy konkretnej prędkości, na prostym odcinku  stromego zjazdu kończącym się zakrętem był wysypany jakiś gówniany żwirek, ajajaj... sam nie wiem, jak z tego wyszedłem. Zapamiętałem sobie to miejsce i przed nim już zawsze grzecznie hamowałem. W ogóle pierwsze 3 rundy poszły tak łatwo, że aż zdziwiłem się jak stuknęło te 60 km. Nie złapałem żadnej grupki, zresztą żadnych grupek w moim zasięgu nie było, każdy po prostu jechał swoje. Ja też – taka indywidualna jazda na czas na dystansie 2,5 km... w pionie.

Tradycyjnie, podobnie jak rok temu, 4. runda najgorsza. Czuć już mocny ból mięśni na ściankach, nawet podjazd pod Kubalonkę – stosunkowo łagodny, który do tej pory traktowałem niemal regeneracyjnie – „szedł” już ciężko.
A to jeszcze nie koniec. W dodatku robi się coraz cieplej. Podjazd pod punkt kontrolny to już męka. Ale od punktu kontrolnego zjazd i świadomość, że kolejny przejazd przez niego będzie jednocześnie przejazdem przez kreskę. Ostatnią rundę jadę już „głową” – mięśnie się buntują, ale wiem, że to już ostatnie kilkanaście km... radość z tego, że się uda, że sprzęt nie zawiódł, pcha mnie do przodu. Jeszcze przed metą daję z siebie wszystko i „biorę” 2 zawodników, którzy wyprzedzili mnie na zameczku. I koniec. Bufet, piję, zajadam się owocami... można odpocząć.

Zjazd z mety do Malinki. Tam czeka już Tomek – nie dał rady, zszedł po 3. rundzie. Łącznie było aż 56 DNF, dlatego sam fakt przejechania trasy jest dla mnie ważny. Z wyniku jestem bardzo zadowolony: 98./239 w open, 33./67 w kat. B. Rok temu byłem na tej samej trasie 114. w open  i bardzo chciałem dostać się do 1. setki. I tym razem udało się.


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa palne
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]