Krótko, miało być nieco dłużej, ale deszcz przerwał zabawę. Wszystko szło „pod górkę”, zerwał się wiatr, który zawsze wiał w ryj lub porywiście z boku, zaczęło padać, nawet przejazd kolejowy przed górką wyrską był zamknięty, bo przejeżdżał pociąg - rzadkość na tej trasie, na której już pasażerskie nie jeżdżą...

Dobrze, że dopiszę choć te 30 km...

Szybka przejażdżka między pracą a... pracą. Miałem jechać z kolegą, ale coś go w pracy zatrzymało. Z marcowej formy już niewiele zostało, zbyt długie przerwy mi nie służą. Cóż począć. Odpuszczam sobie Puchar Równicy, bo do końca kwietnia zapowiada się taki zachrzan i nie mam czasu na treningi.

Tychy, Bieruń, Ściernie + 1 x pętla bojszowska i do dom.

Gówniana praca :)

Gówniana praca.

Oj, pożalę się trochę. Dziś tylko na chwilę, 1 duża, samotna rundka bojszowska w cholernie silnym wietrze, aż niemal żałowałem że wyjechałem. Przed południem dzwonił kolega z propozycją potrenowania razem (wtedy tak nie wiało), ale musiałem odmówić - siedziałem w robocie. Tak, są święta, a ja zapierdalam z robotą jak idiota. Jutro też.

Muszę odpuścić sobie trochę jeżdżenie, mam nadzieję wrócić do formy jak ten cały burdel się skończy. Póki co od czasu do czasu pewnie będę robił takie żałosne dystanse jak dziś.

Jedyna korzyść jest taka, że wreszcie zamknąłem ten pierwszy tysiączek w tym roku, choć gdybym wcześniej miał więcej luzu zamknąłbym go jeszcze w marcu. Swoją drogą, zwykle pierwszy tysiąc robiłem pod koniec kwietnia, więc i tak nie jest aż tak źle.

Miałem jechać sam, ale rano zadzwonił Adam i pojechaliśmy razem. Zrobiliśmy 3 duże pętle bojszowskie. Po drodze dołączył Jurek, którego dopiero dziś poznałem. Nawet się wypogodziło, całkiem udany trening.

Zabrakło 4 km do pierwszego tysiąca w tym roku:)

Miało być króciutko, a zebrało się jakoś te 31 km. Niebo paskudnie szare, choć dobrze, że nie pada. Ale wieje. Jutro liczę na 2 duże pętelki bojszowskie, choć ostatnio praca lubi mi płatać figla. Głupia praca. Już mam zaplanowane trochę roboty w święta.