Rano słyszałem jak jakaś pani w telewizji mówi, że ma być słonecznie i do 15 stopni. Piętnaście stopni my ass. Słońce ani razu nie przebiło się przez mgłę, a gdy wracałem nieźle spizgało mi ręce, bo wziąłem rękawiczki na 10-15 stopni. Ponadto gdy już zbliżałem się do Tychów mgła zaczęła się jeszcze zagęszczać do warunków, w których PoRD dopuszczają jazdę chodnikiem. Telewizja to jednak straszne gówno jest.

Z kolegami, plan był taki, by pojechać do Brzeszcz, a później może do Wilamowic. W Jedlinie zadzwonił mi telefon i musiałem odebrać, a reszta pojechała. Pojechałem im na przeciw, ale jakoś się nie spotkaliśmy.

W pracy luz, więc wreszcie udało mi się wygospodarować trochę czasu w ciągu dnia na jazdę. Nic wielkiego, Bieruń Stary, Jedlina, Bojszowy. Co trochę mocniej nacisnę na pedały to tętno skacze do 3 strefy, masakra. Jechałem sobie więc spokojniutko, a tętno i tak wysokie.

Jankowice, Pszczyna, Suszec, Mościska, Wyry, Wilkowyje. Wreszcie wolny weekend i mogłem się wybrać na ustawkę. Tempo bardzo spokojne, a i tak jestem zmęczony. Gdy ktoś trochę podkręcał nawet nie chciało mi się przyspieszać. 

Do ronda w Mościskach przez Wilkowyje, Wyry, Gostyń powrót podobnie. Przez pierwsze 20 km napierniczała mnie kolka tak, że myślałem, że zawrócę. Ale nie zawróciłem i przeszło:)

Żwaków, Wyry, Wilkowyje i znów Żwaków. Zimno.

Trochę po mieście, trochę po okolicy.

Ustawka — Wilamowice. Całkiem ładna pogoda.

Żwaków, Wilkowyje.

No niestety ten dzień zapowiadał się źle już od wczesnych godzin rannych, obudziłem się o 2:30 i nie mogłem zasnąć przez kilka godzin. O 11 udało mi się zebrać i pojechać z kolegami, całkiem sporo nas było. Zaczęło się od tego, że jakaś głupia cipa w Cielmicach zepchała mnie z drogi samochodem. Wszyscy miejscowi wiedzą jak tam jest wąsko. Jechałem za innym autem, baba wzięła się za wyprzedzanie, zrównała się ze mną, a ponieważ z przeciwka coś jechało, zjechała do prawej... prosto na mnie. Nie wiem jakim cudem się zmieściłem między autem a krawędzią drogi. Po kilku dniach kolega, który no... ma takie możliwości zlokalizował właściciela samochodu, ale odpuściłem, bo nic mi się nie stało i zdążyłem już ochłonąć. Sorry, ale nikt mi nie wmówi, że kobiety dobrze jeżdżą. Później za Miedźną kolega „liznął” mi koło i wywrócił się, dobrze, że nic z tyłu nie jechało, ale potłukł się trochę. Później do domu już obyło się bez problemów.