Informacje
Jestem Qbuss z miasta Tychy i nie lubię deszczu.
57297.50 km wszystkie kilometry
4297.14 km (7.50%) w terenie
87d 01h 58m czas na rowerze
26.78 km/h avg
4297.14 km (7.50%) w terenie
87d 01h 58m czas na rowerze
26.78 km/h avg
Kategorie
Komunikacja miejska.138 Na góralu.496 Na szosie.586 Najciekawsze.7 Orbitrek.24 Serwis.23 Test.5 Towarzysko.5 Z rodzinką.3 Zawody.19Znajomi
Moja stajnia
Szukaj
Wykres roczny
Archiwum
- 2016, Październik.1.2
- 2016, Wrzesień.13.1
- 2016, Sierpień.16.0
- 2016, Lipiec.24.0
- 2016, Czerwiec.22.0
- 2016, Maj.22.0
- 2016, Kwiecień.19.0
- 2016, Marzec.15.0
- 2016, Luty.12.0
- 2016, Styczeń.14.0
- 2015, Grudzień.13.0
- 2015, Listopad.11.0
- 2015, Październik.15.0
- 2015, Wrzesień.17.0
- 2015, Sierpień.22.10
- 2015, Lipiec.20.0
- 2015, Czerwiec.21.2
- 2015, Maj.26.1
- 2015, Kwiecień.20.2
- 2015, Marzec.17.0
- 2015, Luty.11.2
- 2015, Styczeń.1.0
- 2014, Grudzień.12.0
- 2014, Listopad.15.2
- 2014, Październik.16.0
- 2014, Wrzesień.17.0
- 2014, Sierpień.15.0
- 2014, Lipiec.20.0
- 2014, Czerwiec.19.2
- 2014, Maj.23.0
- 2014, Kwiecień.19.0
- 2014, Marzec.16.3
- 2014, Luty.14.0
- 2014, Styczeń.10.0
- 2013, Grudzień.12.2
- 2013, Listopad.14.0
- 2013, Październik.13.2
- 2013, Wrzesień.16.4
- 2013, Sierpień.20.4
- 2013, Lipiec.17.5
- 2013, Czerwiec.13.1
- 2013, Maj.18.0
- 2013, Kwiecień.20.0
- 2013, Marzec.10.0
- 2013, Luty.7.0
- 2013, Styczeń.1.0
- 2012, Grudzień.3.0
- 2012, Listopad.15.0
- 2012, Październik.17.2
- 2012, Wrzesień.13.3
- 2012, Sierpień.14.9
- 2012, Lipiec.13.0
- 2012, Czerwiec.21.4
- 2012, Maj.15.13
- 2012, Kwiecień.16.0
- 2012, Marzec.17.6
- 2012, Luty.6.0
- 2012, Styczeń.9.2
- 2011, Grudzień.10.0
- 2011, Listopad.24.0
- 2011, Październik.16.2
- 2011, Wrzesień.8.6
- 2011, Sierpień.28.6
- 2011, Lipiec.17.12
- 2011, Czerwiec.15.15
- 2011, Maj.21.7
- 2011, Kwiecień.15.20
- 2011, Marzec.21.21
- 2011, Luty.8.3
- 2011, Styczeń.2.0
- 2010, Grudzień.1.0
- 2010, Listopad.5.1
- 2010, Październik.8.11
- 2010, Wrzesień.7.6
- 2010, Sierpień.10.1
- 2010, Lipiec.9.0
- 2010, Czerwiec.10.2
- 2010, Maj.6.3
- 2010, Kwiecień.13.1
- 2010, Marzec.12.1
- 2010, Luty.2.0
- 2010, Styczeń.5.4
- 2009, Grudzień.2.0
- 2009, Listopad.3.0
- 2009, Październik.5.2
- 2009, Wrzesień.8.4
- 2009, Sierpień.10.3
- 2009, Lipiec.11.0
- 2009, Czerwiec.9.5
- 2009, Maj.6.0
- 2009, Kwiecień.7.0
- 2009, Marzec.6.0
- 2009, Luty.7.4
- 2009, Styczeń.2.0
- 2008, Grudzień.2.0
- 2008, Listopad.2.0
- 2008, Październik.4.0
- 2008, Wrzesień.3.0
- 2008, Sierpień.10.1
- 2008, Lipiec.6.2
- 2008, Czerwiec.7.0
- 2008, Maj.6.0
- 2008, Kwiecień.4.1
- 2008, Marzec.6.0
- 2008, Luty.4.0
Wpisy archiwalne w kategorii
Zawody
Dystans całkowity: | 1314.63 km (w terenie 91.00 km; 6.92%) |
Czas w ruchu: | 51:01 |
Średnia prędkość: | 25.53 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.11 km/h |
Suma podjazdów: | 15163 m |
Maks. tętno maksymalne: | 190 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (89 %) |
Suma kalorii: | 19008 kcal |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 69.19 km i 2h 50m |
Więcej statystyk |
Tyskie Kryterium Fiata 2014
dziś wykręciłem:
Dwa tygodnie temu, na Galicja RM, Grzegorz namówił mnie do startu w Tyskim Kryterium Fiata. W sumie czemu nie. Łącznie stawiło się 7 zawodników z Feniksa. Niestety, coś w tym roku mamy pogodowego pecha do startów. Podobnie było i dziś, co prawda w trakcie wyścigu nie padało (wszak to tylko 12 km - 6 okrążeń), ale podczas rozgrzewki oraz powrotu do domu lało jak cholera. Drogi były mokre i na nawrotkach trzeba było bardzo uważać.12.00 km
0.00 km teren
h
km/h
49.62 vmax
*C
188 HR max( 94%)
170 HR avg( 85%)
m 262 kcal
Start o 11:50, na dzień dobry problem z hamulcem tylnym, coś mi się dostało w klocek i szlifuje obręcz, za długo się przyglądam i trochę przegapiam start, ruszam z jednej z ostatnich pozycji.
Tyskie Kryterium Fiata 2014 © Qbuss
Po pierwszym okrążeniu już przechodzę bardziej do przodu, Grzegorz prowadzi, ale staram się nie wyrywać, tylko oszczędzać siły i czekać na okazję. Po chwili Grzegorz z jednym zawodnikiem odjeżdżają, ja jadę w 2. grupce z 2 innymi zawodnikami. Na 3. okrążeniu, punktowanym, robię sprint pod górkę, wyprzedzam kolegów i jestem trzeci.
Tyskie Kryterium Fiata 2014 © Qbuss
Następnie ponownie łączę się z „moją” grupką i chcę zrobić ucieczkę na ostatnim okrążeniu. Niestety ten sprint dał się we znaki i musiałem minimalnie odpuścić — troszkę mi odjechali, ale niewiele, może kilkanaście metrów, do odrobienia. I tutaj zrobiłem popisowy numer, czyli pomyliłem okrążenia — nie słyszałem gongu i to, które myślałem że jest przedostatnim, było w rzeczywistości ostatnim...
Dopiero jak doszedłem czołówkę skumałem o co chodzi. Inna rzecz, że licznik wyzerowałem w połowie 1. okrążenia, więc pokazywał trochę zaniżony dystans. Tak czy inaczej na sprinty było już za późno i ostatecznie kończę na 5. pozycji. Grzegorz jest 2., reszta Feniksów gdzieś z tyłu.
Tyskie Kryterium Fiata 2014 © Qbuss
Pierwsze kryterium za mną, ostatecznie nie było źle, pozycja 5./15. Dopingowały mnie żona z córeczką, co dawało niesamowitą motywację:). No i mam sporo fotek.
Galicja Road Maraton
dziś wykręciłem:
Pobudka 4:50, kawa, śniadanie, wszystko spakowałem już wczoraj. Przed 6 przyjeżdża Grzegorz, pakuję rower i sru do Nowego Wiśnicza.120.97 km
0.00 km teren
04:17 h
28.24 km/h
72.81 vmax
*C
179 HR max( 89%)
154 HR avg( 77%)
2227 m 2701 kcal
Na miejscu jesteśmy przed 8, czyli mamy 2 godziny do startu. Odbiór pakietów startowych, szykujemy sprzęt, rozgrzewka. Mocno wieje, jest pochmurno, zimno, ale czasem przebija się słońce i wtedy robi się ciepło. Ubieram się w długą bluzę, ale na 5 minut przed startem zmieniam zdanie, ekspresem przebieram się w koszulkę i rękawki, bo obawiam się ugotowania w bluzie na podjazdach. I dobrze zrobiłem, ale przez to ustawiłem się gdzieś na końcu. Grzegorza widzę dość daleko przede mną. Start. 6 km spokojnego przejazdu za pilotem, potem ściganie. Aha, 15 minut wcześniej była krótka, ale bardzo intensywna ulewa, więc ulice w okolicy mokre.
Jako że startowałem z tyłu, przez długi czas szukałem jakiejś grupy, która jechałaby moim tempem. Udaje się na ok. 40. kilometrze. Kilka km wcześniej na którymś z podjazdów wyprzedzam Grzegorza - fajnie byłoby mu dołożyć za Leśnicę:). Generalnie do ok. 68. km jadę w tej grupie, podjazdy, zjazdy - trzymamy się razem. Od północy zbliżają się ciemne chmury, grzmot, wzmaga się wiatr i spada deszcz, który po chwili zamienia się w grad. Grupa się rozsypuje, nawet nie wiem kiedy zostaję sam. Później ściana wody. Jedzie się jak po rzece, pada tak intensywnie, że woda zbiera się na drodze. Dobrze, że to akurat płaski kawałek głównej drogi, a nie jakaś kręta dróżka na zjeździe. Jest przeraźliwie zimno, a ja jestem cały mokry, modlę się w myślach o słońce, żeby choć na chwilę wyszło i zagrzało. Ulewa trzyma niemal do 80. km, gdzie zaczyna się najtrudniejszy podjazd pod Krosną. Przede mną jedzie ktoś z Jas-kółek, podjeżdżamy razem. Skręt z głównej i od razu ściana z nachyleniem 20%, potem trochę wypłaszczenia... i jeszcze 3 km pod górę, ale już kilka % mniej :) Na szczycie bufet, biorę banana, zjazd. Naciskam klamki i rower tylko trochę zwalnia, wydając przy tym przeraźliwe dźwięki tarcia piachu o aluminium, klocki kompletnie zabite syfem z drogi. Wspaniale. Jasna rzecz, że nie mogę się rozpędzać na zjazdach, bo nie wyhamuję na zakręcie. Niewesoło, bo do mety jeszcze 35 km.
Kilka km za Krosną mnie i kolegę z Jas-kółek dochodzi kliku zawodników i tworzy się fajna grupa, z którą chciałbym dojechać do mety, ale na zjeździe z serpentynkami gdzieś pod Tymową (jeśli dobrze kojarzę) odjeżdżają mi, nie mam ich szans dogonić... na jednym zakręcie ledwo się wyrabiam, dziękuję. Od setnego kilometra jest już cholernie ciężko, cały czas samemu i non stop pod silny wiatr. Odliczam już tylko kilometry do mety. Wreszcie zjazd z głównej, na asfalcie znak „meta 11 km”, jeszcze jeden krótki ale stromy podjazd, łykam żela, wrzucam najlżejsze przełożenie, żeby rozkręcić mięśnie, wyprzedzam jeszcze kogoś i dalej sam. Ale świadomość, że jeszcze chwila i koniec dodaje mi sił.
Mijam tabliczkę „Nowy Wiśnicz” i znów zaczyna padać... byle do mety! Niesamowite jest to, że doszedłem tę grupę, która mi odjechała na serpentynach. Dwóch z nich się zapomina i zjeżdża na miejsce, skąd był start — przecież organizator powtarzał, że meta jest trochę dalej, na podjeździe pod zamek. Z nimi poszło łatwo:) Pozostałych łykam jeszcze przed podjazdem. Na asfalcie znaki 200, potem 100 m. Cisnę pod górę, przejeżdżam metę, łapie mnie kurcz, ale zaraz przechodzi. Teraz to se może.
Open: 61./163, kat. 22./47. Grzegorzowi dołożyłem tylko 4 minuty, ale on jest lepszy na zjazdach i płaskim, więc miał gdzie odrabiać.
Tak czy inaczej, z takiego wyniku mogę naprawdę być zadowolony, bo widać postęp. To chyba mój najlepiej przejechany wyścig.
Link do trasy: http://galicjaroadmaraton.pl/?page_id=2
Świetnie zorganizowana impreza. Poza odcinkiem przejazdu honorowego ruch otwarty, ale każde newralgiczne skrzyżowanie zabezpieczone przez strażaków z OSP lub Policję, którzy wstrzymywali ruch, gdy jechali kolarze, więc było bardzo bezpiecznie. Oznakowanie trasy też na poziomie i bardzo sprawna obsługa bufetów. Dobrze, że były aż 2 bufety, choć ja tam raczej polegam na własnych zapasach. Ale na pewno się przydały.
Na koniec nie mogę nie napisać o tym, co mnie doprowadza do szału, a co było też w Leśnicy. Nie jest to winą organizatora, tylko tych leniwych kutasów w pomarańczowych kamizelkach, zwanych „drogowcami”. Jeśli łatają drogi, napierniczając lepikiem i grysem, to niech nadmiar tego gówna zamiotą. Na podjeździe pod 1. bufet jechało się po grysie przez jakieś 1,5 km. Ilu zawodników tam zmieniało dętki, przeklinając przy tym. Mi opony wytrzymały, ale sam zatrzymałem się na chwilę, żeby powyciągać te kamyki, które się powbijały i wystawały. Coś takiego powinno zostać zabronione, a niestety jest to powszechne. Leniwe złamasy.
Leśnica
dziś wykręciłem:
No dobra. Kolejny start za mną.106.88 km
3.00 km teren
03:22 h
31.75 km/h
58.14 vmax
*C
185 HR max( 92%)
165 HR avg( 82%)
1197 m 2322 kcal
Fenix Tychy © Qbuss
Łącznie startowało nas 6 (Grzegorza nie ma na fotce), część skuszona „lekką” (w sensie: nie górską) trasą. Ale łatwo nie było, chociażby z tego powodu:
Upał © Qbuss
107 km trasa obejmowała zjazd do Zdzieszowic, następnie nawrotkę i podjazd na rozbicie peletonu, po czym 4 rundy w okolicy góry św. Anny. Zacząłem źle, licznik przestał działać, myślałem, że przesunął się czujnik i na chwilkę stanąłem by poprawić, ale wszystko było ok. Po jakimś czasie od ruszenia sam zadziałał, natomiast straciłem przynajmniej kilka sekund. Odrobiłem to z nawiązką na podjeździe, ale jechałem z tętnem w okolicy 180 ud./min (trochę jakby dużo) więc z upragnieniem czekałem na koniec... wreszcie jest, zjazd do Leśnicy, dalej długa prosta, łapię jakąś grupkę i git. Pierwsza runda to głównie zapoznanie się z trasą. Niestety jakość dróg miejscami tragiczna. Fragment, może kilometrowy, prowadzi w zasadzie wąską, polną drogą z resztkami asfaltu i gigantyczną ilością żwirku, część z tego w wąziutkim wąwozie. Pieron wie jak jechać - szybko, czy wolno. Bałem się, że złapię gumę, ale opony wytrzymały. Nie chcę nawet ich oglądać po wyścigu...
Pierwsza runda - jeszcze „na świeżości” © Qbuss
Drugą rundę jechałem z tą samą grupą co pierwsza. W sumie nic ciekawego, jechaliśmy na zmiany, już wiedzieliśmy czego się spodziewać po trasie. Poszło szybko.
Trzecia runda już gorzej, upał dawał się we znaki, grupa się rozjechała, część jechałem sam, w końcu doczepiłem się do kilku osób. Na podjeździe pod górę św. Anny spada mi łańcuch gdy chcę zrzucić z blatu. Dobrze, że nikt we mnie nie wjechał. Klnę, zatrzymuję się, zakładam i gonię tych, którzy pojechali. Jest gorąco, to co zostało w bidonach w zasadzie nie nadaje się do picia, na bufecie ratuję się butelką zimnej wody... trochę na łeb, resztę wypijam i jadę dalej.
Gdzieś w trasie © Qbuss
Czwarta i ostatnia: już dość słabo, ale mniej więcej od połowy znajduję zapas sił, bo wiem, że meta coraz bliżej i przyspieszam. Już dawno grupy nie ma, część jadę sam, część z 1 zawodnikiem, ale słabnie, zostaje. Pod górę św. Anny cisnę, wiele już nie zdziałam, ale wyprzedzam jeszcze kilku. I ogień do mety. Tuż przed Leśnicą łapię kogoś, sprint, wydaje się, że wygrałem, ale tabela wyników pokazuje moją stratę 0,01 s, dosłownie o grubość plakietki z numerem startowym... no trudno. Open: 108/223, w kategorii dopiero 42., muszę odczekać kilka lat żeby spaść do kategorii C to może będzie lepiej:).
Trochę się zdołowałem, bo myślałem, że wejdę chociaż do 1. setki. Ale jest trochę lepiej niż rok temu. Trzeba jeszcze poczekać. Z Feniksów byłem 2., po Grzegorzu, który dołożył mi całe 10 minut. Ależ on ma formę.
Już po © Qbuss
Poniżej mapka trasy z rundą honorową (zjazd do Zdzieszowic) i 1 rundą. Dziękuję, dobranoc, idę napić się piwa.
http://www.bikemap.net/route/2640913
Czasówka Orzesze
dziś wykręciłem:
Wreszcie przyszedł ten dzień... Orzesze 2014, moja pierwsza czasówka. 18.60 km
0.00 km teren
00:29 h
38.48 km/h
45.01 vmax
*C
185 HR max( 92%)
179 HR avg( 89%)
57 m 394 kcal
Od rana lało, początkowo nie chciało nam się jechać, jednak kapitan - Grzegorz - zmobilizował mnie i Darka telefonem. Reszty nie udało się zmobilizować, więc Feniksów startowało tylko 4 (ale wystarczyło, byśmy zebrali punkty dla drużyny). Zebraliśmy się z Darkiem troszkę za późno i na miejsce dojechaliśmy już po rozpoczęciu zawodów. Kolega odebrał nam numery startowe i znaliśmy dokładną godzinę naszych startów, ale mnie, jako 1. startującemu z grupy, po dojeździe zostało tylko pół godziny...
Na miejscu zimno, mokro, ale nie pada. Pełno ludzi, sporo na typowych czasowych rowerach z dyskami, kierownicami czasowymi, kaskami aerodynamicznymi... co ja tu robię:) Szybka rozgrzewka, proszę Darka o pójście po numer. Trasa to tylko 19 km, ale od razu trzeba iść pełną mocą, bez rozgrzewki o kontuzję nie trudno. Przyjeżdżam na start po przyspieszonej rozgrzewce i po minucie ruszam.
Muszę powiedzieć, że jechało mi się nadzwyczaj dobrze. Nie czułem zbytnio zmęczenia, pewnie zasługa porządnie rozplanowanego tygodnia regeneracji przed zawodami. A może woda wyrzucana spod kół mobilizowała mnie do jak najszybszego dojazdu do mety... po prostu „pół godziny upokorzenia i z głowy”:). No, trochę mniej niż pół godziny, bo wg oficjalnych danych wykręciłem czas 29:41, uzyskując tym samym średnią 38,4 km/h na odcinku ~19 km. Później już tylko spokojny rozjazd.... całkiem nieźle jak na pierwszy raz, bez lemondki i na zwykłej szosówce.
Pętla Beskidzka 2013
dziś wykręciłem:
W zeszłym roku Pętlę Beskidzką zakończyłem niespodziewanie szybko. Zapamiętałem to i teraz przyszła pora wyrównać rachunek:)105.38 km
0.00 km teren
04:33 h
23.16 km/h
62.90 vmax
*C
184 HR max( 95%)
HR avg(%)
m kcal
Podjazd pod Stecówkę© Barbara Dominiak
Na początku prognozy nie napawały optymizmem. Poprzedni dzień był bardzo upalny, a pod wieczór przyszły gwałtowne burze, które trwały przez niemal całą noc. Meteo zapowiadało deszcze w sobotę, ale na szczęście o 5:30, gdy wstałem, asfalty były już tylko wilgotne i zaczynały wysychać. Zabrałem się więc z Darkiem i jedziemy do Wisły. Tam chmury wiszą nisko, jest wilgotno, chłodno, ale na szczęście nie spadła ani kropla deszczu. Ponoć to była pierwsza pętla od długiego czasu, gdy temperatura spadła poniżej 30 stopni:)
Numery odebrał nam kolega z ekipy Road Maraton dzień wcześniej, więc tylko przebieramy się, szykujemy rowery. W międzyczasie, o 9:00, rusza dystans Maraton - 160 km. Obserwujemy start, ten dystans wybrał Marek. Później choć trochę rozgrzewki i pod skocznię w Malince, skąd rusza wyścig. Startujemy z Darkiem na dystansie PRO, tylko 97 km, ale bardzo męczące 97 km - wszak suma podjazdów to niemal 2,5 km.
Gdzieś w trasie© Barbara Dominiak
Od początku zostaję niemal całkiem w tyle, dosłownie - za mną może 3 zawodników i dalej już tylko samochody zamykające peleton. Mi to odpowiada, i tak wyprzedzę ilu się da na podjeździe pod Zameczek. Tak jest - wyprzedzam sporo zawodników, w tym Darka. Później zaczyna się zjazd, jadę bardzo ostrożnie, nie znam trasy, a w dodatku jedziemy w chmurach, widoczność jest bardzo słaba. Tutaj z kolei jestem wyprzedzany, ale spokojna jazda popłaca - pierwszy ostry zakręt i 2 zawodników przede mną wypada z trasy; sam ledwo się wyrabiam. Po rundzie honorowej zostaje do objechania 5 rund o długości ok 18 km. Trasa to same interwały - albo pod górę, albo w dół, nie ma zbytnio gdzie odpocząć.
Po 2 rundzie nauczyłem się trasy na tyle, że zjeżdżam dość odważnie, zostawiam tych, z którymi jechałem i w sumie jadę sam, czasem tylko dojadę do kogoś i przez pewien czas jedziemy razem, ale prędzej czy później się rozstajemy. Tak jest w zasadzie już do samej mety. Napiszę jeszcze, że w połowie 4. rundy zaczynam być dublowany przez czołówkę:)
Jestem bardzo zadowolony. Wg wstępnych wyników mam 114/192 miejsce w open, ale aż 41 w kategorii, jednak moja kategoria jest najliczniejsza. Nie liczę tych, którzy nie dojechali do mety - nie wiem dlaczego aż tylu, ale wyniki wskazują 65 DNF. Mogę śmiało napisać, że dałem z siebie 100% - szczególnie na podjazdach. Nie miałem ani chwili kryzysu, a na ostatniej rundzie przed metą wykrzesałem z siebie jeszcze dość siły, by przyspieszyć i wyprzedzić z kilkanaście osób (choć pewnie część z nich wracała z dystansu Maraton, bo podjazd do mety był taki sam dla obu dystansów).
Meta tuż, tuż...© Barbara Dominiak
Jeszcze trochę...© Barbara Dominiak
Na kresce© Barbara Dominiak
Trochę o organizacji: ogromne brawa za zorganizowanie kolejnego wyścigu na zamkniętej rundzie oraz dla świetnej obsługi bufetu. Sama trasa była po prostu doskonała. Jakość nawierzchni bardzo dobra; na zjazdach w większości dość łagodne łuki, niewiele ostrych zakrętów - te z kolei były dobrze oznaczone. Reszty dopełniła pogoda, która była idealna - nie za ciepło, nie za zimno.
Na koniec refleksja: na Pucharze Równicy zdobyłem podobne miejsce (119/204). Sądzę, że na moje przebiegi już niewiele więcej osiągnę - teraz aby ew. poprawić wynik muszę więcej jeździć. Zobaczymy, co będzie za rok:)
Puchar Równicy 2013
dziś wykręciłem:
Do Ustronia jechałem z Darkiem. Wyspałem się - zasnąłem chyba koło 22 - więc nie miałem problemu z porannym wstawaniem. Droga do Ustronia minęła bardzo szybko, na miejscu jesteśmy punkt 8, na parkingu puściutko. Odbieramy pakiety startowe, przebieramy się, szykujemy sprzęt i jazda na rozgrzewkę (2 rundy + jeszcze troszkę po okolicy, łącznie 17 km nieujętych w przebiegu). Zanim wyruszyliśmy, na parkingu już nie było wolnych miejsc. 71.09 km
0.00 km teren
02:56 h
24.24 km/h
64.80 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Start o 10:00. Tym razem z Darkiem ustawiliśmy się niemal na samym końcu. Runda honorowa, później podjazd pod Równicę, wyprzedzam całe mnóstwo osób. Na zjeździe z kolei ja jestem wyprzedzany. Przyznaję się, nie potrafię zjeżdżać - nad tym stanowczo muszę popracować. Następnie trasa prowadzi przez 5 rund o długości 6,5 km każda. Jest trochę pod górę, ale bez przesady - podjazd krótki i niezbyt stromy. Przez 2 pierwsze rundy jadę z jakimiś grupkami, na 3. gdzieś się tracą i 2 ostatnie rundy przejeżdżam sam; czasem jeszcze kogoś wyprzedzę na podjeździe, ale niewielu. Po zakończeniu 5. rundy zjazd na metę - rundy trzeba było liczyć i już teraz wiem, że jeden kolega pojechał... o jedną za dużo.
Mimo krótkiego dystansu, drugi raz pod Równicę podjeżdżam już dość zmęczony, wyprzedzam jeszcze kilka osób, ktoś wyprzedza mnie już kawałeczek przed metą, ale nie chce mi się go gonić. Na mecie raczę się słodyczami, napojem i pomarańczami. Odpoczywam trochę i czekam na kolegów, ale nikt z nich nie przyjeżdża. Zjeżdżam do Ustronia.
Dla organizatora wielki plus za zorganizowanie wyścigu na drogach zamkniętych, można było skoncentrować się tylko na jeździe. Nie podobał mi się za to odcinek brukowany o długości kilometra, który przejeżdżało się 3 razy, w tym 2 razy na zjeździe. Nigdy mi jeszcze tak jaj nie wytrzepało, trzymałem się tylko kurczowo kierownicy, myśląc "k-k-k-k-k-u-u-u-u-u-u-r-r-r-r-r-r-w-w-w-w-w-a-a-a-a-a-a...."
Całe szczęście koła wytrzymały. Aha, wiało całkiem mocno, co dało się odczuć szczególnie na rundach na otwartej przestrzeni. Podmuchy były naprawdę silne.
Poza tym pogoda się udała - nie powtórzył się koszmar z zeszłego roku...
Zostałem sklasyfikowany na 119. pozycji w open i 36. w kategorii na 204 zawodników, którzy dojechali do mety. Nieźle jak na mnie - wszak przejechałem dopiero 2200 km w tym sezonie.
Jak znajdę się na fotkach z wyścigu, dorzucę je.
Start© Qbuss
Ja© Barbara Dominiak
Ja© Barbara Dominiak
Ja© Barbara Dominiak
Ja© Barbara Dominiak
Poniżej trasa, z uwzględnieniem tylko jednej rundy:
Pętla Pechu
dziś wykręciłem:
Oto mój debiut na Pętli Beskidzkiej. Przejechałem całe 36 km i skończyłem wyścig z rozwaloną oponą. Jadąc w peletoniku kilkunastu osób najechałem z prędkością ponad 50 km/h na spory kamień, którego zauważyłem trochę za późno. Cóż zdarza się.36.97 km
0.00 km teren
01:12 h
30.81 km/h
70.70 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Zły jestem, bo zacząłem ładnie, podjeżdżając pod Salmopol na pierwszych 9 km wyprzedziłem całe mnóstwo osób, nawet kilku z poprzedniej grupy, która startowała 5 minut przed moją. Na zjeździe do Szczyrku podłapałem mocny peleton, z którym wiozłem się aż do końca. Tzn. mojego końca. Mimo długiego podjazdu, średnia ponad 30 km/h:), maksymalna – 70,7 km/h, oczywiście na zjeździe z Salmopolu.
Czeka mnie zakup nowej opony i dętki, jutro (a może dłużej) jestem uziemiony. Ech, walnę se browara i idę spać.
Puchar Równicy
dziś wykręciłem:
No i stało się, ledwie 3 miesiące temu rozpocząłem swój pierwszy sezon szosowy, a już wystartowałem w maratonie. Z tego względu jednak moim celem nie było zajęcie jakiegoś dobrego miejsca, ale:104.38 km
0.00 km teren
04:25 h
23.63 km/h
58.00 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
1. przejechanie całej trasy
2. nie zajęcie ostatniego miejsca
Do Ustronia wybraliśmy się w 4, jechaliśmy na 2 samochody. Przyjechaliśmy o 8, było jeszcze dość pusto, w sam raz przygotować siebie i sprzęt, odebrać numery startowe itp. Godzinę później na ustrońskim rynku już jest tłum.
Start o 10:00, runda honorowa za pilotem, potem premia górska na Równicy. Na starcie temperatura rzędu 20 stopni, parno. Ponieważ ustawiłem się z kolegami z przodu, na samym początku daję się wyprzedzić jak największej liczbie osób, by mieć spokój. Na podjeździe na Równicę peleton się rozciąga, ja wyprzedam sporo zawodników, łącznie z 2 kolegami (Adamem i Markiem) i znajduję swoją pozycję w stawce. Już pod szczytem Równicy widać, że prognoza się sprawdzi (zapowiadano gwałtowne ochłodzenie i deszcze). Wjeżdżamy w chmury, widoczność spada może do 50 m. Swoją drogą niesamowity efekt. Z Równicy zjeżdżam ostrożnie, zakręty są ostre, na dole kilkuset metrowy odcinek bruku - tragedia.
W ciągu pół godziny temperatura spada do 10 stopni, zaczyna padać. Dochodzę jakąś grupkę kolarzy i trzymam się z nimi przez dość długi czas, w końcu gdzieś na podjeździe za Ustroniem odjeżdżam, jadę do Skoczowa sam, ktoś znów mnie dogania, jedziemy w kilka osób. W międzyczasie zaczyna się ulewa, robi się tak zimno, że muszę się zatrzymać i ubrać kurtkę.
Na rundzie w Kisielowie krystalizuje się skład grupy, z którą będę się trzymał dłuższy czas. Runda całkiem niełatwa, interwałowa, sporo podjazdów, może niezbyt stromych, ale sama ich liczba daje mi w kość. Na zamknięciu 1. rundy dostajemy informację, że z powodu pogody jest już zjazd na metę. Dzięki Bogu, bo warunki do jazdy są tragiczne. Pomijając zimno, deszcz utrudnia jazdę, jest ślisko, hamulce przestają działać jak należy, kiepskiej jakości asfalt i zalegający na nim żwir nie ułatwiają sprawy - miejscami robi się po prostu niebezpiecznie. Zjeżdżamy z rundy, kierujemy się więc w stronę Goleszowa, a później masakrycznego podjazdu na Budzin, na którym to nie udaje mi się zredukować biegu, chcę się wypiąć, ale padam i zaliczam piękne kolarskie szlify na prawej nodze. Jest zbyt stromo, by się wpiąć, muszę prowadzić rower aż do wypłaszczenia.
Dalej zjazd do Cisownicy. Bardzo niebezpieczny, ja jadę z łapkami na klamkach, zjeżdżam powolutku, obok drogi mijam kolarza przykrytego kocem termicznym, zaraz mija mnie karetka, nie wiem co się stało, wyglądało poważnie. Deszcz nie ustaje, teraz chcę tylko dojechać do mety i mieć to z głowy. Ale gdy zaczynam podjazd pod Równicę łapie mnie skurcz w lewej nodze, nie mogę jechać, muszę zejść, odpocząć chwilę. Wyprzedza mnie jeden zawodnik (na czerwonym Specu, jechałem z nim kawał trasy - w tym przez Budzin). Jakoś tak się złożyło, że później długo nikt nie jechał, próbuję podjeżdżać, ale po pewnym czasie znów to samo - w końcu jakoś wtaczam się na szczyt, dostaję medal, ciepłą herbatę, częstuję się słodyczami. Jest lodowato, nie czuję stóp, trochę odpoczywam i staczam się do centrum Ustronia. Udało się.
Cieszę się, że nie zawiódł mnie sprzęt. Nawet nie złapałem gumy, jedynie zawiodła mnie głowa i zapomniałem wyregulować przerzutkę - tylna działała nieprecyzyjnie, raz nie zmieniała biegu, raz zmieniała o dwa, a podczas jazdy już nie chciałem się bawić w regulację. Napęd dostał mocno, deszcz + piach/żwir na pewno mu dobrze nie zrobiły, to samo można napisać o hamulcach. Ale mimo to dojechałem bez awarii.
Dystans to ok. 95 km, reszta to końcowy zjazd do Ustronia z mety, podczas którego cały czas trzęsę się z zimna. Organizacja bardzo dobra, skrzyżowania były zabezpieczone przez OSP, oznakowanie trasy ok. Bufet był, ale nie skorzystałem - do picia musiałem się zmuszać, a i żywności miałem spory zapas, nawet został mi jeden batonik.
Fotek nie robiłem, mam tylko kilka ze startu, które pstrykaliśmy sobie komórkami, może dostanę jeszcze jakieś od Marka, to dodam.
Ja© Qbuss
Adam© Qbuss
Start© Qbuss
Poniżej będę dodawał linki do stron z fotkami z maratonu (może gdzieś jestem, mój nr przedni to 232, z tyłu B 33):
Galeria na stronie miasta Ustroń
Galerie na stronie Road Maraton
</iframe>">Relacja wideo
A oto mapka trasy.
Nie będę się chwalił miejscem, bo nie ma czym:) Ostatni nie byłem ani w open ani w swojej kategorii, dojechałem szybciej niż Marek i Adam, do Darka miałem bodaj 11 minut straty. Aż około 40 zawodników nie ukończyło maratonu, więc sam fakt, że dojechałem, czyni mnie zwycięzcą. Pamiątka jest, pierwsze doświadczenia w maratonie szosowym też. W sumie jest OK :)
Harpagan 39
dziś wykręciłem:
Harpagan w drużynie z Luszim. Niestety dopiero co przebyta choroba i generalnie słaba kondycja dały o sobie znać. Zdecydowaliśmy się rozdzielić po zaliczeniu 5 PK i od tej pory każdy jechał swoim tempem. Było sporo błądzenia po całkowicie nieznanych mi terenach i koniec końców zaliczyłem „aż” 8 PK. Nie przywiązuję jednak do tego zbyt dużej wagi ponieważ i tak zabawa była przednia - pierwszy raz wziąłem udział w imprezie tego typu. Szkoda że u nas takiego czegoś nie organizują...138.25 km
88.00 km teren
07:33 h
18.31 km/h
0.00 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Kilometry w terenie szacunkowo, generalnie większość trasy przejechałem leśnymi lub polnymi dróżkami. Fotek prawie nie ma, bo przezornie zostawiłem Lusziemu aparat gdy się rozdzielaliśmy, wrzucę to co mam:)
Glina na rowerze Lusziego. Po usunięciu jej sporej części.
Glina na rowerze Lusziego© Qbuss
Ja i parę innych osób na którymś z PK.
Punkt kontrolny© Qbuss
Po zakończeniu rajdu. Proszę zwrócić uwagę na kolor szprych :P
Finisz© Qbuss